środa, 28 marca 2012

Odpowiadałam na komentarz Marty dotyczący moich filcowych kotów i przypomniała mi się cała ich historia:))
Pierwszy powstał Kocisz:)

Było to w dzień kiedy miałam iść do szpitala na operacje.
Siedziałyśmy rano z moimi córkami i wszystkie udawałyśmy, że jesteśmy takie beztroskie i nie przejmujemy się oczywiście tym faktem:)
Ja, ponieważ należę do ludzi niezwykle spokojnych i nie mogłam pokazać, że się panicznie boję szperałam coś zupełnie bez sensu i znalazłam skrawek filcu. Ponieważ dziewczyny zajęte były "paplaniem", ( widzą się rzadko) ja  usiadłam z boku i zaczęłam dzióbać igłą  i tak powstał Kocisz:)) Obie go chciały hhahah ,a ponieważ są "malutkimi" córeczkami (nie napiszę, że pierwsze naście lat mają już za sobą hahaha) obiecałam, że uszyję im więcej takich zabawek :))
I tak to się zaczęło:))
Kocisz został ze mną.
Każda z nich wybrała sobie innego.
A pozostałe koty z rodziny "kociszy" trafiały w najróżniejsze miejsca.
Do dzieci, które właśnie płakały, albo do takich, które koty darzą miłością bezgraniczną:))
Do Babci, weterynarza, który opiekował się naszym Marcelem, kiedy był chory (dzisiaj jeden z Kociszy wisi na szafce z lekami kocimi i psimi)
Jeden z braci trafił także do Pań z Fundacji zajmującej się opieką nad kotami.Dwie szalone kobiety:))
To one uratowały przed śmiercią naszego Marcela, umieściły jego zdjęcie w internecie i tak trafił do naszego domu malutki, przestraszony pieszczoch:) Strasznie ufny Marcel:)) Przejechał do nas ponad 100 km:)))
A dzisiaj? Zostało jeszcze trochę przedstawicieli rodzinki Kociszów.
Wczoraj pokazałam kilka. Dzisiaj następne:))
Nie jest ważne, że nie są piękne:) Właśnie taki był zamiar. Miały być to koty zwyczajne, po przejściach jak te nasze zwykłe podwórkowe szczęśliwe łobuziaki:)).
Mamy blisko siebie takiego kota. moje dziewczyny nazwały go Walczak. Czarny kot podwórkowy. Biedny. Nawet nie chce pisać jak ludzie bestialsko z nim postąpili. Ma ucięte pół ogonka, jest bez jednego oczka, ale w tym całym swoim nieszczęściu nadal jest szczęśliwym wolnym kotem, ktory łazi własnymi drogami:)
W tym roku nasz Walczak dorobił sie swojej  willi.
Zbudowano mu domek. Na początku był tak dumny i każdego przechodnia prowadził do niego, jakby się chwalił:)) Wszyscy Go dokarmiamy, chociaż i taka Pani sie znalazła, która chciała zniszczyć jego wille. Szkoda gadać i pisać!!!
AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!! największa ciekawostka dotycząca Walczaka hahahhahaah
Myślelismy, że jest Walczakiem, a po 3 latach okazało się, że to Walczakowa, w tamtym roku miała małe.
Ale się rozpisałam hahaha
Może pokażę Walczaka?:)))))))))))))
Tu moja Kaska dokarmia Walczaka:))
A niżej Walczak w całej okazałości:))
Nic na to nie poradze kocham koty:))
Tak sie rozpisałam, że nie zostało miejsca na rodzinę Kociszy:))
No może kilka....:)))



Pozostałe przedstawię kiedyś tam:)))
Pozdrawiam ciepło:)))

   

1 komentarz:

  1. Widzę w Tobie pokrewną duszę jeśli chodzi o koty.
    Uwielbiam je, i odkąd dzieci podrosły są z nami przynajmniej dwa, choć był czas że były cztery.
    Zawsze są to przygarnięte czystej rasy dachowce. Niektóre po przejściach, wszystkie kochane.
    I Twoje Kocisze są właśnie takie. Przecudne!
    Pozdrawiam,
    P.s.
    Nie wiem czy to widać, ale próbuję delikatnie bawić się programem który mi poleciłaś. Dziękuję.
    Kiedy po raz pierwszy weszłam na tą stronę program u mnie nie działał, ale trafiłam na inny: http://www.picnik.com/app#/edi/touchup
    to tam zaczęłam zabawę, ale nie mogłam znaleźć Twoich efektów, dopiero później udało mi się otworzyć ten polecony przez Ciebie. Super

    OdpowiedzUsuń